Geoblog.pl    Bilbo    Podróże    Valencia i Cuenca    wtorek wieczór - Madryt
Zwiń mapę
2010
28
wrz

wtorek wieczór - Madryt

 
Hiszpania
Hiszpania, Madryt
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 739 km
 
MADRYT

A tu już zupełnie jak w bajce. Pobyt w Madrycie wynagrodził mi z nawiązką tę poniedziałkową nerwówkę.

Do Madrytu jechałam zaledwie 4 godziny (tyleż co do Cuenki, tylko prawie bez postojów). Po drodze jest trochę ładnych widoków (pstryknęłam te jeziora wśród gór, bardzo malownicze i czerwone pola – [foto] [foto]). Dojezdzajac sluchalam w radio, co mowia o strajku. Mowili, ze bedzie jezdzic 20 % komunikacji publicznej czyli metra, a w godzinach szczytu 50%. No to moze jakos bedzie. Wyruszy w droge 10% lotow wewnetrznych i 25% miedzynarodowych. Aha.

W Madrycie dostalam sie nie najgorzej do domu Jose. Gdyby nie liczyc, ze przy jednej przesiadce gdy zobaczylam schody i spojrzalam na moja walizke, wrocilam do pociagu i pojechalam dalej do innej przesiadki z ruchomymi schodami. Oraz tego, ze zamiast 50m od stacji poszlam jakies 500m (nie bylo widocznych nrow blokow). Po 20tej bylam w mieszkaniu Jose.


JOSE

To czlowiek instytucja. Charytatywna w dodatku. Przez kilka lat siedzial w Chile na zabitej dechami wyspie i uczyl dzieci kilku przedmiotow, bo tam nie maja takich luksusow, zeby od jednego przedmiotu przyjechal do nich jeden specjalista. Poznalam go 9 lat temu, na wyjezdzie z Aegee w Karlsruhe, gdzie wpadl na weekend odwiedzic znajomych Niemcow i przy okazji integrowal sie troche ze wszystkimi. Znamy sie wiec w sumie 9 lat, a w szczegolnosci 3 niecale dni. Facebook jednak czyni cuda.

No i zgodzil sie, malo tego, zaprosil mnie do siebie, nawet zanim tego noclegu tak poszukiwalam. Jest w sieci Couch Surfing wiec dla niego to nie pierwszyzna nocowac kogos. Poczucie, ze mam dach nad glowa i kompana, ktory chetnie spedzi ze mna troche czasu spowodowalo, ze znowu poczulam pelna ulge. Nawet gdyby moj samolot jutro nie wylecial – nic strasznego.


WIECZOR

I dzieki jego goscinnosci i towarzystwu ten wieczor byl naprawde fantastyczny. Najpierw poczestowal mnie domowym winem. Tatus robi. Bardzo dobre. Potem poszlismy do tapas baru (na calle Infanta, El Respiro, drugi taki to El Tigre). Nie ma to jak wiedzieć gdzie pójść. Za 1,60, tak JEDEN SZEŚĆDZIESIĄT oglądasz mecz w TV, dostajesz małe piwko i talerzyk z zakąską. Dwie takie rundki po dwa, najpierw on, potem ja i najedliśmy się do syta. Były szparagi w cieście, zapiekane ziemniaczki z kawałkami mięska, kiełbaski w majonezie, ryż a la Valencia (sic) itd. Nie wybierasz, to barman wybiera co wrzuci ci na talerz –zapewne to co ma pod ręką, ale dba, żeby nie powtarzać.

Potem Jose pokazal mi Madryt noca, opowiedzial troche jakichs anegdot o pochodzeniu Madrytu. I o sylwestrze tutaj na Puerta del Sol i o odliczaniu winogron (uvas, trzeba połknąć 12, 1 na sekunde przy odliczaniu do pólnocy) i o tym, że w przeddzień jest próba generalna tego odliczania i też nie ma tu miejsca... i o tym jak świętowali mecz i zwycięstwo w Mundialu. I o tym, że tyle jest powodów do świętowania.
Poszliśmy do Palacio Real, pięknie nocą podświetlonego, a potem do parku z egipskimi świątyniami, gdzie korciło nas by przyłączyć się do jakichś studenciaków, którzy zebrali się by sobie popić i poświętować zapewne jutrzejszy brak szkoły (strajk). Śpiewali z gitarą piosenki Estopy, co bardzo mnie ucieszyło, bo znaczy, że nie jestem tak zapóźniona i to co lubię nie jest już tu niemodne, wręcz przeciwnie, te piosenki sprzed 10 lat są the best i nadal tu żyją. Słyszę je kolejny raz (w Cuence też je nadawali). Posiedzielimy trochę na ławce nasłuchując co tam nowego śpiewają i udaliśmy się... do dyskoteki! Ale czad. Nie przypuszczałam, że będę miała tak bogaty we wrażenia wieczór. Aha, wcześniej wychyliliśmy jeszcze puszkę piwa, bo jak przewidział Jose, zaraz tu się pojawi w parku namolny Chińczyk z piwem za 1 euro. Tak też było, a że w dyskotece to raczej drinki za 10, więc skorzystaliśmy z uprzejmości i pracowitości Chińczyka.
W disco wstęp wolny, to oczywiście było zaplanowane, nie mieliśmy zbyt dużo czasu, bo metro już kończyło jeździć, ale potańcowaliśmy dość niezgrabnie ale przyjemnie w rytmie podobno kizomby (angolski taniec) i bachaty (dominikanski). Mowie podobno, bo kto wie co to bylo.

buziak na pożegnanie, bo jutro wyruszam o swicie zanim wstanie i dobranoc.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Bilbo
Hania
zwiedziła 1% świata (2 państwa)
Zasoby: 17 wpisów17 0 komentarzy0 19 zdjęć19 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
17.09.2010 - 03.10.2010