OTO POWODY:
Szybkie pakowanie rano. Zamieniłam znowu parę słów z Karoliną z recepcji. Poszłam na szybkie zakupy – pan ze sklepu z patelniami śmiał się widząc mnie trzeci raz, gdy oznajmiłam, że jednak jeszcze trochę mi się zmieści w bagazu, specjalne male patelenki dla Ali i Arturka tez musialy byc. Poza tym uwielbiam proste naczynia, w których się tu serwuje – takie ceramiczne miski, w ktorych mozna zapiekac ser, ryz lub zupe z sepii (tzn. chyba po polsku – kalamarnicy). Lubie je przez to, że pod prostota podania kryje sie tu zawsze wielki smak. Zamiast bajerow jest papierowy obrus i gliniana miseczka, a to co fajne – miesci sie w srodku. Wiec ja juz tez mam takie gliniane miseczki i zobaczymy co znajdzie sie ktoregos dnia w srodku. Nie wiem czy udzwigne bagaz, ale pal szesc. Aha, plan jest taki – poniewaz ciesza i male miseczki i duze, a wszystkiego naraz nie kupie wiec poniewaz latwiej wchodzi mala w srednia, a srednia w duza, niz 3 jednego rozmiaru, to teraz mam jeden komplet, a next time bedzie kolejny :)
Do tego jakis szalik, jakies kartki pocztowe, i znaczki, a i koniecznie sprobowac horchate! Pogodzilam sie juz z tym, ze ostatnio bedac we Wloszech nie wypilam ani jednego espresso, ale to byloby przestepstwo - byc w Walencji i nie sprobowac horchaty. Na dole opis. Udalam sie do najbardziej znanej horchaterii, bo byla najblizej (Del Siglo) i za jakis drobny grosz wypilam prawda, ze w pospiechu, orzezwiajacy napoj, patrzac na wieze kosciola Santa Catalina i na wycieczke rosyjska korzystajaca z toalety w tejże knajpie.
Popedzilam jeszcze na targ, by tam – no wlasnie! – zakupic xufas, cos do szybkiego odgrzania w mikrofali na obiad i tinta de calamar, czyli czarna farbe w saszetkach. Zapytalam o to chyba w 20tu stoiskach rybnych, a oni ze nie maja.... buuuu. Odsylali mnie jeden do drugiego. Zbierali juz towar i dwoch zaproponowalo, ze kalmary maja taki czarny woreczek to mi go wytna i podaruja. Mysle sobie, kosmos jakis, nie bede wiozla do polski watroby kalmara, ale stwierdzilam, ze zobaczymy potem i nie pogardzilam. W ostatnim dwudziestym pierwszym stoisku, w ktorym zapytalam Pani miala te saszetki w lodowce i udalo mi sie zakupic.
Pogonilam do hostelu, w pośpiechu zjadłam tylko nadzienie z odgrzanego pieroga, który był strasznie suchy. Pożegnałam się z Karoliną, upchnęłam kolanem wątrobę kalmara oraz awokado na drogę i sprintem na stację autobusów. To był rzeczywiście ciężki przebieg, z walizką w upale, w długich spodniach. Kawał drogi ale zdąrzyłam.
HORCHATA
to napoj z namoczonych i zmielonych orzeszkow, zwanych xufas (chufas), ktore wygladaja jak jakies pomarszczone ziarenka. Mozna je zjesc na surowo i smakuja podobnie do migdalow. Horchata wyglada jak lura z mlekiem, jest napojem sowicie oslodzonym, ale mimo to, a może właśnie dlatego jest bardzo orzeźwiająca. Ma też w sobie posmak pleśni, czego nie lubię i nie wiem czy tak powinno być, ale ze trzy razy jak piłam w moim życiu to zawsze tak smakowała.